mialo byc dobrze, jest zle... :-( ale po kolei...
katja... chuda jak szkielecik, ale ma swietny apetyt, grzecznie zajada leki i czuje sie chyba dobrze... co prawda ma stale utrzymujaca sie dusznosc, ale sporo spaceruje po pokoju, ma swoj wlasny elektryczny kocyk (przykryty grubym kocem, zeby nie byl za goracy

) i wyglada na calkiem zadowolona z zycia... cudow sie nie spodziewam... cieszymy sie kazdym dniem...
kida... od dawna juz rosl jej spory gruczolak pod prawa lapka... najwyzsza pora cos z nim zrobic... we wtorek operacja... mala ma juz 2 lata i 3 miesiace... jest w bardzo dobrym stanie, ale mimo to martwie sie o nia... :-(
simbul... ech, to jest najciezsza sprawa... :-( w zeszla srode zauwazylam u niej malutkiego guzka pod prawa lapka... wyraznie guzek sutka... w piatek mala wydawala sie slabsza i chodzila z leciutko przekrzywionym lebkiem... zaczela dostawac steryd (dexasone) i antybiotyki (baytril)... niewiele pomoglo... dzisiaj guzek po prawej stronie jest rozrosniety wzdluz listwy gruczolow mlekowych na pol malego palca, a nowe guzki powstaja z lewej strony... :? mala ma tez sporego guza na jajniku... konieczna jest calkowita kastracja... myslelismy tez nad usunieciem od razu wszystkich gruczolow mlekowych, ale taki zabieg moglby byc dla simbul zbyt powazny, a po usunieciu jajnikow zalezne od hormonow guzy powinny powoli sie zmniejszac... zatem tylko kastracja... niestety simbul nie jest w najlepszym stanie i boje sie, czy przezyje narkoze i tak powazny zabieg... operacja we wtorek, razem z kidusia...
na szczescie lina i bandit cale i zdrowe...
prosze, trzymajcie kciuki za moje male skarby...
(kurcze, nie moge oprzec sie wrazeniu, ze do wakacji tylko dwa szczury mi zostana... :-()