














Na koniec Mgiełka z pieczątką na nosku

I stało się szczurki zaraziły nas nieuleczalna chorobą objawiającą się utratą resztek rozsądku. A co najgorsze nie wynaleziono jeszcze na nią żadnego lekarstwa. Jedynym sposobem za złagodzenie jej objawów jest powiększeniem stadka... tak dopadło nas GMR

Przygotowując się do powiększenia stadka udaliśmy się do zoologika. Wybieraliśmy właśnie doży transporterek w którym będzie mogło zmieścić się pięć szczurków kiedy ją zobaczyliśmy. Na początku myślałam że ktoś przez pomyłkę wrzucił myszkę do klatki ze szczurkami. Biegała po całej klatce z chrupkiem wielkości jej głowy. Nie wypuściła go z łapek nawet wtedy gdy została rozłożona na łopatki przez innego szczurka. W akwarium biegało jeszcze kilka maluchów zdecydowanie za małych by oddzielić je od mamy a szczurka z chrupkiem była wśród nich najmniejsza. Od znajomej pani dowiedzieliśmy się że maluchy zostały dnia poprzedniego przywiezione przez „hodowce” w szczelnie zamkniętym pudełku całe mokre i przerażone, oraz że dwa maluchy nie przeżyły transportu. I tak ze sklepu wyszliśmy z gratisem dorzuconym do pudełka karmy(zostaliśmy również poinformowani ze ponieważ dostajemy szczurka za darmo nie możemy zgłaszać reklamacji jeśli maluch nie przeżyje). I tak doszliśmy do limitu jaki może pomieścić nasza klatka.
Maluch był słaby i niemiłosiernie zakatarzony a my drżeliśmy jej życie. Na początku nie chcieliśmy nadawać jej imienia. Wydawało nam się że jeśli tego nie zrobimy to nie przywiążemy się do niej tak bardzo a jej śmierć nie będzie tak bardzo boleć. Maluszek jednak czterema łapkami trzymał się życia i po kilku dniach stało się jasne że nie da łatwo za wygraną. Wtedy tez postanowiliśmy nadać jej imię które będzie pasować do jej walecznego charakteru. I tak została nazwana Roma Victrix - Roma Zwycięzczyni




