Gucio i Hiacynta chwilowo u mnie, czyli już w Krakowie

Gutek - miziaaaajstwo, wlazł na ręce mojej mamie i zaczął chrupać z zadowolenia. Hiacynta też nie protestowała przed trzymaniem jej na rękach, chociaż aż taki miziak z niej nie był - ale to wina podróży, zmiany zapachów, otoczenia. Zresztą jak tylko postawiłam transporter na stole w pokoju to zaczęło się niuchanie i fukanie przez dziury w transporterze, bo czuła moje stado

Zjadły, zdrzemnęły się, poznały psy (które kochają szczury i pokazują im brzuchy na dzień dobry

), a potem Hiacynta poszła na spacer z moimi pannami. Było trochę pisków, kładzenia na plecy, stawania słupka i gwałcenia, ale pod koniec wybiegu był już spokój, także podejrzewam bezproblemowe łączenie. Mała była bardziej zafascynowana nowym miejscem i stadem, niż mną, za to moje stęsknione baby właziły mi na głowę, ale podejrzewam, że to kwestia czasu

Natomiast Gucio zjadł, pobiegał po łóżku, wrócił do klatki i zaległ w szmatkach
