Ok, Guarana vel Dzika przesiedziała mi dzisiaj za kołnierzem chyba z godzinę, nawet się zaczęła raz czy dwa myć

Potem zwiała na biurko, pod laptopa (stoi na takiej podkładce z ikei) i tam siedziała. Biurko niemalowane, surowa deska na dwóch kozłach - w pewnej chwili coś mi zaczeło kapać na nogi. Patrze - od spodu deski wielka plama. Podnosze laptopa - Guarana się posiusiała i przeciekło

ale jak zajrzałam pod laptopa, to dała dyla, z biurka na kaloryfer, potem na ziemię i sru za szafę. Szafa odsunięta na stałe, stoi w kącie, za nią taki wieszak na kółkach i ciuchy do ziemi. Patrzę za szafę - pusto. Ale żeby przejść miedzy szafą a ścianą z drugiej strony musiałaby przejść pod szeleszczącej folii, a przecież nie widziałam, żeby wracała. Potrząsam wieszakiem - cisza. No nic, idę po pudełko, którym ją przenoszę z klatki do transportera w czasie sprzątania. Wracam z pudełkiem, sprawdzam jeszcze raz za szafą - nic. No trudno, postawię pudełko od strony, którą weszła, ale sprawdzę pod resztą szafek - nadal nic. Wracam do szafy i słyszę łupniecie - patrze, a tu szczur spadł z mojej kiecki na ziemię

ładnie się dała złapać, wsadzić do klatki i.. tyle na dzisiaj, obie jesteśmy zestresowane, ale tym razem palce mam całe.