![Wink ;)](./images/smilies/wink.gif)
Generalnie były jeszcze różne wzloty i upadki, ale w tym momencie chłopaki siedzą od kilku godzin w swojej nowej, docelowej klatce. Pierwszy raz jak ich wsadziłam razem do takiej mniejszej i postawiłam na noc koło swojego łóżka, to przez pisk nie mogłam zasnąć, więc zrezygnowałam. Wczoraj rano po prostu wsadziłam ich razem i wyszłam, bo akurat miałam niedzielę pracującą. Jako że mam pracę mocno angażującą, to wiedziałam, że nie będę o nich myśleć, ale jak tylko wsiadłam do samochodu, żeby wracać, to się bardzo zaczęłam stresować, co zobaczę jak wejdę do domu... No ale wszyscy mieli wszystko na miejscu.
W małej klatce wyglądało to tak, że Speedy siedział cały czas w jednym miejscu - na dachu domku zawieszonego najwyżej w klatce. Więc zawsze miał łeb najwyżej ze wszystkich. Nie schodził ani na jedzenie, ani na picie, więc mu musiałam podsuwać pod nos. Teraz w nowej klatce jak kogoś spotyka to są stójki, jest skrzeczenie i pisk, ale na tym się kończy. I postęp jest taki, że widuję Speediego w różnych miejscach klatki (to na pewno dzięki temu, że jest duża i jakby co, to jest dużo miejsc do schowania się i okupowania).
Trzymajcie kciuki, żeby już zostało dobrze i żeby Speedy pozwolił wreszcie do siebie podejść...