Już się oswajał... wczoraj dał się głaskać przez kilka minut... a dziś... :sad2:
Wstałam kwadrans po szóstej, zapaliłam światło i zobaczyłam mojego maluszka wyciągniętego bezwładnie na podłodze, obok regału, na którym stoi klatka. W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć... W następnej już jechałam taksówką na całodobowe pogotowie weterynaryjne w Gdyni Chyloni. Flipcio był cały bezwładny i bardzo zimny (mimo że starałam się go ogrzać swoim oddechem), oddychał ciężko, poruszał pyszczkiem jak ryba bez wody.
Wet rzucił okiem i od razu powiedział, że mu nie pomoże. Kazał mi się odwrócić, gdy usypiał szczurka... Gdy pół minuty później byłam w taksówce już się nie ruszał. Najgorsze jest to, że nie wiem, ile godzin się męczył, podczas gdy ja spokojnie spałam!!
:sad2: :sercepeka: :sercepeka:
Tak strasznie cierpię... Okruch też. Kiedy znalazłam Flipsa, siedział na domku z wytrzeszczonymi oczami, jakby wiedział, co się stało. Na pewno wiedział kiedy przed chwilą z rykiem wzięłam go w objęcia.
Wiele razy na noc zamykałam je w klatce i nic się nie działo; wczoraj na pewno zamknęłam wszystkie drzwiczki, nie wiem jak Flipsik się wydostał z klatki.... i spadł z wysokości prawie 2 metrów.
Obwiniam się
Okruś siedzi u mnie pod bluzką z wystraszonym wyrazem pyska. On tak Flipsa kochał!!!
wspólne zdjęcie
Flips był taki malutki... nie miał nawet dwóch miesięcy!
To takie niesprawiedliwe!!!!! :sad2: :sad2:
Zaraz idę do lasu, pochowam mojego agutka obok Skrawka.
Nie wiem, co teraz będzie...